środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 3

- Stary spóźnimy się ! - Krzyczał Zack, biegnąc za Lukiem.
- Damy radę ! - Luke przeskoczył przez barierkę schodów.
- Jak się spóźnimy na pierwszą misję to cię zabiję ! - Śmiał się Zack.
- Ja sam się zabiję.
Przebiegli przez korytarz treningowy i naleźli się na arenie.
- Luke, Zack - Kyle patrzył na nich potępiającym wzrokiem.
- Cześć Kyle - wyszczerzył się Luke.
- Co wam mówiłem o byciu pół godziny przed misją, teraz jest - w tym momencie spojrzał na zegarek - no, za pięć minut wyruszamy.
- Sory Kyle - Luke nadal się uśmiechał.
- Pamiętajcie, że to ja dowodzę misją i macie wykonywać moje polecenia.
- Jasne.
- Weźcie kajdanki i strzykawki z sokiem z dzikiej róży w razie gdyby trzeba było się obronić - chłopcy sięgnęli po broń. - Jeszcze to - Kyle podał im po pistolecie.
- Po co nam to ? - Zapytał Zack.
- Te pistolety mają w środku kule stworzone przez jednego z naszych czarodziei, kiedy strzelisz nim w Dzieci Księżyca kula pali ich od środka aż w końcu umierają.
- Myślałem, że czarownicę da się zabić prądem lub paląc ją - Zack obracał w dłoni pistolet.
- To też jest rodzaj spalenia, tylko że od środka. Znacie mit o Heraklesie ? - Zapytał Kyle.
- Tak - odpowiedział Luke.
- No właśnie, Herakles zginął od palącego jego ciało bólu, to działa na podobnej zasadzie.
- Myślałem, że Organizacja Światła nikogo nie zabija - Luke zrobił poważną minę.
- Czasami kiedy czarownica lub czarownik nie dają za wygraną musisz się bronić, a w takich przypadkach nie zdążysz wyciągnąć kajdanek lub strzykawki. No dobra chłopaki zbieramy się - Kyle wziął parę strzykawek i naładowany pistolet.
- Luke - chłopak odwrócił się i zobaczył ojca.
- Cześć tato - uśmiechnął się.
- Czujniki wykryły, że jest ich więcej niż pięć.
- Czy ty mi próbujesz powiedzieć, że się o mnie martwisz - Luke skrzyżował ręce na piersiach.
- Uważaj na siebie synu, pierwsze misje są najtrudniejsze.
- Załatwię ich tato i będę taki jak ty, złapie ich nawet więcej - chłopak poklepał ojca po ramieniu, a ten przyciągnął go do siebie i uściskał.
- Jestem z ciebie dumny synu.
- Luke ! Idziemy - Kyle krzyczał z samochodu.
- Muszę iść - chłopak pobiegł do auta i wsiadł do środka. - Czemu jedziemy samochodem ? - zapytał kiedy wyjechali na ulice miasta. - Przecież moglibyśmy się teleportować.
- To nie takie proste - Kyle skręcił w kierunku portu. - Nasza organizacja dba o dobro ludzi, a pomyśl sobie co przeżyli by ludzie widząc cię pojawiającego się w jednym miejscu, a za chwilę znikającego w drugie.
- Pewnie z moim urokiem pomyśleliby, że anioły zeszły na ziemię - zażartował Luke, a Zack'a dopadł atak śmiechu.
Samochód zatrzymał się na opuszczonym molo. Chłopaki wysiedli i od razu spoważnieli. Kyle poprawił słuchawkę, którą miał w uchu.
- Są we wschodnim skrzydle - powiedział Kyle.
- Ilu ich jest ? - Zapytał Zack.
- Dwie dziewczyny i trzech chłopaków.
- Co mamy robić ? - Wtrącił się Luke.
- Wy idźcie na lewo ja na prawo - powiedział Kyle i pobiegł w stronę dzioba opuszczonego statku.
Chłopaki zbliżyli się do wejścia dla załogi i wślizgnęli się do środka. Przeszli trochę i podążyli schodami na górny pokład. Zack pociągnął za klamkę.
- Zamknięte - szepnął do Luke'a.
- Od czego mamy magię - chłopak uśmiechnął się i lekko uniósł dłoń. Zamek zaczął się topić i spływać po drzwiach. Zack popchnął drzwi i ruszył na górę. Podeszli bliżej sterowni. Luke zbliżył się do drzwi. Słyszał głosy, dwie kobiety i mężczyzna rozmawiali o Organizacji Światła. Mężczyzna powtarzał, że organizacja zabrała mu wszystko, a jedna z kobiet cicho szlochała.
- Nie płacz Lacy - powiedział mężczyzna. - Jared i tak stworzył nam dobre warunki do życia.
- Max ma rację - odezwała się druga z kobiet - przyniosę ci wody. - Dziewczyna pchnęła drzwi, a kiedy wyszła Luke zatkał jej usta dłonią i przyciągnął do siebie, a Zack wstrzyknął jej sok w ramię. Przez chwilę jeszcze się szarpała, a potem opadła na ziemię.
- Jedna z głowy - ucieszył się Zack. Luke pokiwał głową i spojrzał na czarownicę, w jej oczach nie było widać żądzy mordu ale strach. - Luke rusz się - kolega klepnął go w plecy.
- Dobra spróbujmy ich stamtąd wybawić - Luke zaczaił się za drzwiami - Wyślij Kylowi wiadomość, że jest ich tylko troje. - Zack sięgnął po telefon i zaczął wystukiwać tekst na klawiaturze. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i wyszedł przez nie mężczyzna. Wysoki o ciemnych włosach, na pewno straszy od nich. Luke nie czekając, aż czarownik się rozejrzy założył mu na kostkę kajdanki, a Zack złapał płaczącą dziewczynę.
- Kate ! - Krzyknęła kiedy zobaczyła bezwładne ciało koleżanki leżące na ziemi. Luke odruchowo spojrzał w tym samym kierunku, a wtedy Max wykorzystał sytuację i wyjął zza jego paska pistolet. Zack wstrzyknął czarownicy sok z dzikiej róży i rzucił nią o ziemię, wyciągając swój pistolet. Max mierzył do Luke'a, który był lekko zdezorientowany ale nie wystraszony.
- Spokojnie - powiedział do czarownika.
- Zamknij się ! - Wykrzyczał Max.
- Jeśli strzelisz do Luke'a ja strzelę do ciebie ! - Zawołał Zack.
- I tak zginę ! - Wrzeszczał czarownik. - Jeśli zabiję jednego Z waszej organizacji będę mógł umrzeć spokojnie - jego palec znalazł się na spuście.
- Odłóż broń ! - Kyle stał tuż za nim. Czarownik obejrzał się do tyłu, a potem znowu na Luke'a, po czym przystawił pistolet do skroni i wystrzelił. Jego bezwładne ciało opadło na ziemię, upuszczając pistolet pod nogi Kyle'a. Luke szybo oddychał, był w szoku po tym co zobaczył, Zack również. Rzucił swój pistolet i podbiegł do ciała mężczyzny, podnosząc jego głowę i lekko nią potrząsając.
- Hej ! Obudź się !
- Zack - Luke złapał przyjaciela za ramię. - On już się nie obudzi - złapał go za ręce i odciągnął od ciała.
- Dacie radę chłopaki - powiedział Kyle i wziął nieprzytomną Lacy na ręce. - Jeszcze nie raz będziecie świadkami ich śmierci, idioci wolą się zabijać zamiast iść z nami. Weźcie tę drugą. Zack wziął dziewczynę na ręce i ruszyli do samochodu.
Kiedy dojechali do organizacji i zdali raport z misji, strażnicy zabrali dwie kobiety w podziemia do cel, gdzie byli przetrzymywane wszystkie schwytane Dzieci Księżyca, a Luke udał się do gabinetu ojca.
- Cześć - rzucił w kierunku Charlesa, siedzącego za biurkiem.
- Słyszałem, gratuluję synu. Dwie czarownice i to na jednej misji.
- Taa.
- Co jest Luke ? - Zapytał ojciec wskazując synowi fotel. Chłopak opadł na siedzenie i skrzyżował ręce.
- Był tam chłopak, niewiele starszy ode mnie. Wolał się zastrzelić niż pójść z nami.
- Kiedy ja byłem na misjach, wiele z nich tak robiło. Musisz do tego przywyknąć - Luke pokiwał głową.
- Jest coś jeszcze.
- Mów synu.
- Przed śmiercią mówił coś jakimś Jaredzie i o tym, że dał im schronienie.
- Mówił gdzie?
- Nie, wymienił tylko jego imię. Pomyślałem, że to ważne.
- Dobrze, że mi o tym mówisz synu - Charles pochwalił chłopaka.
- Kim jest ten cały Jared? - zapytał Luke.
- Jared Kartigan - powiedział ojciec z wyraźnym obrzydzeniem. - To jest ich główny przywódca. Od paru lat próbuję go znaleźć i zobaczyć gdzie się ukrywa. Jeśli znajdziemy Jareda, znajdziemy też wszystkie Dzieci Księżyca.
- Czyli wszyscy są w jednym miejscu ?
- Dokładnie.
- Nie można ich zlokalizować za pomocą radarów ?
- Właśnie w tym problem, mówiłem ci już, że Dzieci Księżyca mają niektóre moce, których nie posiadamy my i właśnie zaklęcie ukrycia do nich należy. Jednak, żeby je wykonać potrzeba wiele czarownic i czarowników. Jeśli uda nam się wyłapać coraz więcej, zaklęcie będzie stawało się coraz słabsze, a my będziemy mogli w końcu ich znaleźć. - Luke pokiwał głową, widać że był już zmęczony. - Masz - Charles podał mu kluczyki do samochodu - jedź do domu i odpocznij. Jutro kolejna misja.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz