piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 8

Kyle wszedł do sali gdzie do krzesła była przywiązana Cassandra. Oddychała ciężko z powodu ran i siniaków jakie zadał jej wcześniej.
- Byłem przed chwilą u szefa - Kyle podwijał rękawy zakrwawionej koszulki. - Zgadnij kto o ciebie pytał. - Dziewczyna spojrzała na niego wycieńczonym wzrokiem. - Luke, chyba zrobiłaś na nim wrażenie bądź jest tak głupi, że myśli iż jesteś niewinna, a my cię tu trzymamy dla swojego widzi mi się.
- A tak nie jest ? - Zapytała.
- Może i jest, ale Luke nie ma o niczym pojęcia.
- To do was podobne, oszukiwać jednego z waszych aby mieć z tego korzyści.
- Dosyć o Luku, powiedz mi słonko, boli cię to co ci zrobiłem. - Nie odpowiedziała. - Jeśli nie chcesz mówić, będę zmuszony zrobić jeszcze wiele innych rzeczy. - Oparł się o krzesło tak, że dzieliło ich kilka centymetrów. - Szkoda, jesteś naprawdę ładną dziewczyną.
- Lepiej od razu mnie zabij. - Powiedziała, nie patrząc na niego.
- Oh, to byłoby za proste. To jak powiesz mi grzecznie gdzie jest twój brat? Nie? Dobrze - złapał ją za szyję i zaczął dusić. - Mów gdzie on jest albo stracę cierpliwość! - Dziewczyna resztkami sił napluła mu w twarz. Kyle puścił ją, a ona zaczęła kasłać i łykać powietrze. - Ty niewdzięczna wiedźmo ! - Wrzasnął i uderzył ją w twarz, tak że aż krzyknęła.
- Miałeś nie bić w twarz - powiedział spokojnie Charles, który właśnie wchodził do sali.
- Nie widziałeś co mi zrobiła ? - Zdenerwował się Kyle.
- Widziałem, że chyba sobie nie radzisz. Dziewczyna jest cała w siniakach i krwi a my jeszcze nic nie wiemy. - Charles usiadł na fotelu w rogu pokoju.
- Poradzę sobie z nią, każdy w końcu pęka.
- Posłuchaj Cassandro - zwrócił się do niej Charles. - Zadam ci kilka pytań, jeśli nie odpowiesz, Kyle będzie ci pokazywał swoje sztuczki, jakie potrafi zrobić z twoimi kośćmi lub krwią. Może jeśli ładnie powiesz nam gdzie jest twój brat, to złagodzę twoją karę i zostaniesz zabita prądem, zamiast spłonąć żywcem.
- Chrzań się - powiedziała, lekko podnosząc głowę.
- Kyle - Charles machnął na niego ręką. - Zaczynaj przedstawienie. - Chłopak podszedł do Cassandry i złapał ją za rękę, po czym wygiął ja pod nienaturalnym kątem.
- Aaa ! - Krzyknęła dziewczyna i zacisnęła zęby, jednak po chwili nie wytrzymała i po jej policzkach zaczęły spływać łzy. - Przestań ! To boli ! - Jednak Kyle ani myślał przestawać i wyginał rękę jeszcze bardziej.
- Wiesz jak to powstrzymać Cassandro, wystarczy tylko lokalizacja Jareda i to wszystko się skończy. - Charles założył nogę na nogę. Dziewczyna jednak nie pękła, za to kość jej ręki chyba tak.
- Aaa ! Proszę przestań ! - Błagała przez łzy. Kyle tylko się uśmiechał, a pisk dziewczyny odbijał się od ścian pokoju i napawał radością, siedzącego tam Charlesa.

Po dwóch dniach zastanawiania się gdzie jest Cassandra, Luke postanowił jeszcze raz pójść do lochów. Podszedł do celi, widząc że nie ma w niej dziewczyny, osunął się na ziemię i złapał za głowę.
- Gdzie oni cię zabrali ? - Pytał sam siebie.
- Zabrał ją dwa dni temu - odezwał się głos z naprzeciwka.
- Kto ? - Zapytał Luke i przysunął się do celi, z której dochodził dźwięk.
- Wysoki mężczyzna przyszedł po nią, powiedział że mają do pogadania - opowiedziała dziewczyna, nie wiele starsza od niego, była przykuta do ściany kajdankami.
- Ale jak dokładnie wyglądał ? - Dopytywał się Luke.
- Mówiłam wysoki, umięśniony, brązowe włosy i siwa bluza. Szarpnął ją za włosy i zabrał ze sobą.
- Nie mówił gdzie?
- Nie, ale na twoim miejscu nie spodziewałabym się jej powrotu - dziewczyna była wycieńczona, a na jej twarzy było widać siniaki.
- O czym ty mówisz?
- Stale kogoś zabierają, powiedzieli, że po mnie przyjdą jutro.
- Cassandra nie poszła na wymazanie pamięci tylko na przesłuchanie - wyjaśnił Luke.
- Jakie wymazywanie pamięci ? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Wymazujemy wam pamięć, abyście nie znali żadnego zaklęcia i odsyłamy do domu. -  Czarownica się rozesmiała.
- Kto ci takich głupot nagadał ?
- Mój ojciec to Charles Straider, znam wszystkie procedury.
- To tatuś zrobił z ciebie głupka Luke.
- Jak to ? 
- Codziennie przychodzą po czarownicę, potem prowadzą je na piętro poniżej lochów i zabijają prądem lub palą żywcem.
- To niemożliwe, my tak nie robimy poza tym pod lochami nie ma innego piętra.
- Nie wierzysz mi ? - Kobieta lekko się zaśmiała. - Jeśli chcesz to sam sprawdź, przejście jest na końcu korytarza, nie ma tam światła żeby nie było widać drzwi - wskazała na ciemne miejsce niedaleko.
- Jeśli mówisz prawdę - Luke wstał. - Ile czarownic dziennie tam zabierają ?
- Zależy od tego, które są już niepotrzebne, jeśli robili by nam to całe wymazywanie pamięci o zaklęciach, to magia sama by się o siebie upomniała, więc ktoś ci nieźle naściemniał. - Chłopak ruszył do wskazanego przez czarownicę miejsca. Było tam tak ciemno, że musiał namacać klamkę, ale w końcu się udało. Otworzył drzwi i zobaczył schody na dół, gdzie paliło się małe światełko. Zszedł na dół, a to co zobaczył przyprawiło go o mdłości. Pod ścianą stało zakrwawione krzesło elektryczne, a na samym środku sali wisiała jajowata klatka, tak wąska że nawet najchudsza osoba ledwo by się do niej zmieściła, a pod nią były ułożone kłody, które tylko czekały aż ktos je zapali. Ta klatka służyła do palenia żywcem. Luke rozejrzał się dookoła, sala była ogromna, a na ścianach wisiały najróżniejsze narzędzia tortur. Chłopak nie mógł już na to patrzeć, odwrócił się na pięcie i szybko wybiegł z miejsca gdzie czuć było zapach spalonych włosów i zaschniętej krwi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz