środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 4

Minęło już pół roku odkąd Luke wykonał swoją pierwszą misję.  Od tamtego czasu wyłapał wiele czarownic i czasowników.  Był tak dobry, że został jednym z przywódców misji, w których oprócz rekrutów towarzyszył mu również Zack, który pełnił rolę jego zastępcy. Szło im bardzo dobrze, nawet świetnie jak na tak młodych łowców.
Luke siedział na trybunach areny i jak zwykle sprawdzał ilość nieprzeczytanych wiadomości na swojej komórce,  kiedy usłyszał alarm dobiegający z pomieszczenia komputerowego. Zerwał się z miejsca i pobiegł w tamtym kierunku. Kiedy dotarł na miejsce Zack już tam był.
- Namierzyliśmy Dzieci Księżyca w jednym z centrów handlowych.
- Ile ?- Zapytał Luke.
- Dwaj faceci i jedna dziewczyna,  nasze kamery wykryły, że używają magii żeby kraść.
- Zawołaj Ethana i Poula, powiedz im żeby wzięli strzykawki i kajdanki.
- Już po nich biegnę - Zack ruszył w kierunku sal treningowych.
Luke wziął broń i udał sie na parking, gdzie czekali już chlopcy.  Odpalił samochód i wyjechał na ulicę miasta. Po niecałym kwadransie bus zajechał na miejsce. Luke spojrzał na ogromny budynek centra handlowego.
- Dobrze, że mamy nawigację bo nigdy byśmy ich nie znaleźli - stwierdził Luke. - Gdzie są teraz Zack? - Chlopak spojrzał na mały ekranik, który trzymał w dłoni.
- Mężczyźni są w samym środku gigantycznej kolejki, a dziewczyna podziwia wystawę butów na drugim piętrze.
- Chłopaków nie ma co ruszać,  za dużo świadków. Plan jest taki otaczamy dziewczynę, a gdyby zrobiła zamieszanie macie jeszcze te fałszywe odznaki policyjne ? - Rekruci pokiwali głowami.  - Ja i Zack pójdziemy od strony fontanny a wy od lodziarni, w ten sposób odetniemy jej drogę ucieczki.  -Po tych słowach ruszyli na miejsca.
Luke szedł na przedzie, Zack tuż za nim, kiedy dotarli na drugie piętro,   Luke od razu zauważył czarownicę. Wyróżniał a się z tłumu urodą ale i wdziękiem. Była szczupła, zgrabna i miała nieskazitelnie ułożone  długie, ciemne, falowane włosy.  Jej twarz przypominała jedną z tych, ktore reklamują drogie perfumy. Była ubrana skromnie, a za razem gustownie.  Miała na sobie biały sweter,  założony na kremowy t-shirt, wpuszczony w jasne dżinsy, a na nogach brązowe kozaki. Kiedy byli coraz bliżej dziewczyny, ona zwróciła wzrok w ich kierunku i nagle na jej twarzy pojawił się niepokój. Luke pobiegł za jej spojrzeniem i już rozumiał czego się wystarczyła.  Z kieszenispodni Zacka wystawały kajdanki. Czarownica nie czekając ani chwili zerwała się do ucieczki.  Była szybka jak na dziewczynę, Luke wraz z Zackiem rzucili się w pogoń za uciekinierką, jednak ona nie oglądając się za siebie omijała wszystkich przechodniów. Nagle widząc dwóch innych łowców biegnących ku niej, skręciła w prawo i pchnęła drzwi z napisem wyjście ewakuacyjne. Luke biegł za nią ile sił w nogach, jednak ona szybko i  zwinnie pokonywała drogę na dół po śliskich schodach. Była pewna, że im ucieknie kiedy nagle przed nią pojawił się Ethan.
- Mam cię - powiedział z uśmiechem na ustach - rzadko łapiemy takie slicznotki jak ty. - Dziewczyna nie powiedziała ani słowa,  lekko uniosła dłoń, a z ciała Ethana zaczęła ulatniać się parą . Chłopak na początku nie wiedział o co chodzi jednak za chwilę całe ciało zaczęło go palić od środka.  Czarownica zaczęła zwiększać temperaturę jego krwi. Chłopak zaczął krzyczeć z bólu i w tym samym momencie Luke założył uciekinierce kajdanki na jeden z nadgarstków. Ethan opadł na kolana, a ona spojrzała na Luke'a spojrzeniem pełnym cierpienia i żalu. W tej chwili Paul podszedł do niej i uderzył ją w twarz tak mocno, że upadła i uderzyła głową o schody,  rozcinając sobie łuk brwiowy, z którego zaczęła lecieć krew. Dziewczyna złapała się za policzek i zaczęła ciężko oddychać. Paul podszedł bliżej i zamachnął się po raz drugi,  kiedyna drodze stanął mu Luke.
- Wystarczy !
- Ona chciała usmażyć Ethana.
- Więc odpowie za to w organizacji,  nikt nie kazał ci jej bić,  a chyba pamietasz, że masz wykonywać moje polecenia - Paul pokiwał głową. Luke zapiął dziewczynie kajdanki i zwrócił się do chłopaka.  - Zabierz ją do samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz